Rozdział 4
Otwieram powoli oczy. Jedyne co widzę to czerń. Znowu myślę o umieraniu, ale nie, tym razem to nie śmierć. Łapię się czegoś twardego, aby się podnieść. Jest tak ciemno, nic nie widzę. Dotykam wszystkiego, aby stwierdzić gdzie jestem. Miejsce, w którym się znajduje jest bardzo małe, narawdę bardzo małe, ma może 1 m2 . Otacza mnie zimna, wilgotna ziemia. I wtedy zdaję sobie sprawę, że jestem w głębokim dole gdzieś na zewnątrz. Słyszę huczenie sowy i delikatny jesienny wiatr. Na dworze jest już ciemno. Nie mam pojęcia jaki jest dzisiaj dzień, nie wiem nawet dokładnie ile jestem już zamknięta. Czy rodzina się o mnie martwi? Czy policja zaczęła prowadzić już śledztwo?
Otwieram powoli oczy. Jedyne co widzę to czerń. Znowu myślę o umieraniu, ale nie, tym razem to nie śmierć. Łapię się czegoś twardego, aby się podnieść. Jest tak ciemno, nic nie widzę. Dotykam wszystkiego, aby stwierdzić gdzie jestem. Miejsce, w którym się znajduje jest bardzo małe, narawdę bardzo małe, ma może 1 m2 . Otacza mnie zimna, wilgotna ziemia. I wtedy zdaję sobie sprawę, że jestem w głębokim dole gdzieś na zewnątrz. Słyszę huczenie sowy i delikatny jesienny wiatr. Na dworze jest już ciemno. Nie mam pojęcia jaki jest dzisiaj dzień, nie wiem nawet dokładnie ile jestem już zamknięta. Czy rodzina się o mnie martwi? Czy policja zaczęła prowadzić już śledztwo?
-Jest tu ktoś? Pomocy! - nagle przestaję myśleć i zaczynam krzyczeć. Gdzie znajdują się chłopcy? Czy są nadal w pomieszczeniu, w którym byłam do tej pory? A może siedzą w innej dziurze?
Nie zastanawiając się dłużej nad tym zaczynam się wspinać. Dziura ma może 3-4 metry wysokości.
-Dasz radę. - powtarzam sobie ciągle.
Na ścianach dziury wystają korzenie jakiegoś drzewa, co pomaga mi w spinaniu się. Na początku ciągle upadam, ale w końcu udaję mi się wyjść. Biorę głęboki wdech powietrza. W końcu jestem na wolności. Łzy szczęścia zaczynają spływać mi po twarzy, mam ochotę krzyczeć, ale wiem, że póki co nie jest to dobry pomysł. Nagle słyszę kroki. Ktoś się zbliża. Zaczynam biec, aby schować się w najbliższym krzaku. Chyba udaje mi się to udaje, przynajmniej mam takie wrażenie. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna pogwizdując cichutko podchodzi do dziury, z której przed chwilą uciekłam.
-Kurwa! - krzyczy, gdy zdaję sobie sprawę, że nikogo w niej nie ma. I tak Cię znajdę mała dziwko! Słyszysz mnie?! Stąd nie ma ucieczki! - krzyczy z całej siły. Nie rozpoznaję głosu mężczyzny, nie widzę też jego twarzy, bo jest zaciemno. Mężczyna cichutko i powoli chodzi wokół dziury nasłuchując. Nagle szybszym krokiem zbliża się do krzaka, w którym siedzę. Zaczynam się denerwować, ręce mi się pocą. Zatykam buzię ręką, aby nie było słychać, że szlocham. Rozgląda się on i cicho mówi:
-Jeszcze się spotkamy...
Powoli ochodzi. Siędzę nieruchomo w krzaku jeszcze kilka minut, aby upewnić się, że odszedł on wystarczająco daleko. Serce nadal bije mi jak szalone. W końcu postanawiam wyjść. Zaczynam biec jak najszybciej w kierunku przeciwnym niż poszedł nieznajomy.
-Ucieknę stąd, pójdę na policję, a oni znajdą i uratują chłopaków. - te słowa ciąglę krążą po mojej głowie. Nagle kilkadziesiąt metrów przede mną dostrzegam światło. Zaczynam biec tak szybko jak mogę, gdy dobiegam do tego miejsca jedyne co widzę to wysoką z 8 metrową bramę i napis ''POD NAPIĘCIEM'' . Łzy znowu spływają po mojej twarzy i przypominam sobie słowa mężczyzny, który najprawdoodobniej mnie tu uwięził '' Stąd nie ma wyjścia'' .
Zaczynam iść koło bramy. Po około 10 minutach dostrzegam budynek.
-To tu nas trzyma. - mówię po cichu. Powoli podchodzę. Budynek ma kolor szary, wielkością przypomina mały hotel, jedynie czym się różni od małego hotelu, to tym, że tu nie ma ani jednego okna. Dostrzegam wielkie metalowe drzwi. Powoli podchodze upewniajac się, że nikt za mną nie idzie. Nad drzwiami widnieje napis ''HOTEL ŚMIERCI'' . Ciężko przełykam ślinę. Zastanawiam się co robić. Szukać wyjścia? Ratować chłopaków? Przecież nie moge ich tutaj zostawić. Przez ostatnie dni bardzo się do nich zbliżyłam. Postanowiłam, że wejdę do środka. Otwieram powoli drzwi, głośno skrzypią, bałam się, że ktoś mnie usłyszy, więc przecisnełam się przez niewielki otwór i nawet ich za sobą nie zamknełam. W środku dało się wyczuć nieprzyjemny zapach, było strasznie ciemno. Żadnych dywanów, obrazów czy mebli, tylko puste,szare ściany. Wszystko wyglądało przerażająco. Jedne schody prowadzące w dół, drugie w górę. Stwierdziałam, że pójdę tymi prowadzącymi w górę, ponieważ chodzenie po piwnicy, gdy wokół nikogo nie ma i gdy szuka mnie niezrównoważony człowiek nie jest dobrym pomysłem. Wchodzę po schodach, gdy nagle na swoim nadgarstku czuję czyjąś rękę.
-Mówiłem, że jeszcze się zobaczymy dziwko.
Nie zastanawiając się dłużej nad tym zaczynam się wspinać. Dziura ma może 3-4 metry wysokości.
-Dasz radę. - powtarzam sobie ciągle.
Na ścianach dziury wystają korzenie jakiegoś drzewa, co pomaga mi w spinaniu się. Na początku ciągle upadam, ale w końcu udaję mi się wyjść. Biorę głęboki wdech powietrza. W końcu jestem na wolności. Łzy szczęścia zaczynają spływać mi po twarzy, mam ochotę krzyczeć, ale wiem, że póki co nie jest to dobry pomysł. Nagle słyszę kroki. Ktoś się zbliża. Zaczynam biec, aby schować się w najbliższym krzaku. Chyba udaje mi się to udaje, przynajmniej mam takie wrażenie. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna pogwizdując cichutko podchodzi do dziury, z której przed chwilą uciekłam.
-Kurwa! - krzyczy, gdy zdaję sobie sprawę, że nikogo w niej nie ma. I tak Cię znajdę mała dziwko! Słyszysz mnie?! Stąd nie ma ucieczki! - krzyczy z całej siły. Nie rozpoznaję głosu mężczyzny, nie widzę też jego twarzy, bo jest zaciemno. Mężczyna cichutko i powoli chodzi wokół dziury nasłuchując. Nagle szybszym krokiem zbliża się do krzaka, w którym siedzę. Zaczynam się denerwować, ręce mi się pocą. Zatykam buzię ręką, aby nie było słychać, że szlocham. Rozgląda się on i cicho mówi:
-Jeszcze się spotkamy...
Powoli ochodzi. Siędzę nieruchomo w krzaku jeszcze kilka minut, aby upewnić się, że odszedł on wystarczająco daleko. Serce nadal bije mi jak szalone. W końcu postanawiam wyjść. Zaczynam biec jak najszybciej w kierunku przeciwnym niż poszedł nieznajomy.
-Ucieknę stąd, pójdę na policję, a oni znajdą i uratują chłopaków. - te słowa ciąglę krążą po mojej głowie. Nagle kilkadziesiąt metrów przede mną dostrzegam światło. Zaczynam biec tak szybko jak mogę, gdy dobiegam do tego miejsca jedyne co widzę to wysoką z 8 metrową bramę i napis ''POD NAPIĘCIEM'' . Łzy znowu spływają po mojej twarzy i przypominam sobie słowa mężczyzny, który najprawdoodobniej mnie tu uwięził '' Stąd nie ma wyjścia'' .
Zaczynam iść koło bramy. Po około 10 minutach dostrzegam budynek.
-To tu nas trzyma. - mówię po cichu. Powoli podchodzę. Budynek ma kolor szary, wielkością przypomina mały hotel, jedynie czym się różni od małego hotelu, to tym, że tu nie ma ani jednego okna. Dostrzegam wielkie metalowe drzwi. Powoli podchodze upewniajac się, że nikt za mną nie idzie. Nad drzwiami widnieje napis ''HOTEL ŚMIERCI'' . Ciężko przełykam ślinę. Zastanawiam się co robić. Szukać wyjścia? Ratować chłopaków? Przecież nie moge ich tutaj zostawić. Przez ostatnie dni bardzo się do nich zbliżyłam. Postanowiłam, że wejdę do środka. Otwieram powoli drzwi, głośno skrzypią, bałam się, że ktoś mnie usłyszy, więc przecisnełam się przez niewielki otwór i nawet ich za sobą nie zamknełam. W środku dało się wyczuć nieprzyjemny zapach, było strasznie ciemno. Żadnych dywanów, obrazów czy mebli, tylko puste,szare ściany. Wszystko wyglądało przerażająco. Jedne schody prowadzące w dół, drugie w górę. Stwierdziałam, że pójdę tymi prowadzącymi w górę, ponieważ chodzenie po piwnicy, gdy wokół nikogo nie ma i gdy szuka mnie niezrównoważony człowiek nie jest dobrym pomysłem. Wchodzę po schodach, gdy nagle na swoim nadgarstku czuję czyjąś rękę.
-Mówiłem, że jeszcze się zobaczymy dziwko.
Jezu zajebisty ���� Czekam na next,mam nadzieję że szybko się pojawi ��/K
OdpowiedzUsuńDługie, ale to dobrze. Zaraz poczytam wszystkie części. :)
OdpowiedzUsuń