wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 5 

-Puszczaj mnie! - krzyczę i próbuję się wyrwać.
-I tak stąd nie uciekniesz księżniczko. - odpowiada mężczyzna.
 Chciałabym zobaczyć jego twarz, ale ma on na sobie czarną maskę.
-Dlaczego nam to robisz? Czemu akurat my? - pytam zdenerwowana, ponieważ mężczyzna zawiązuje mi oczy.
-Dlaczeego Wam robię? Robię co? Jesteście tu tylko dlatego, że to jedyne bezpieczne miejsce. Tutaj nic Wam nie  grozi.  Obiecuję, że się wami dobrze zajmę.
-Ty jesteś chory!
-Ja chcę tylko Waszego dobra. - odpowiada i wpycha mnie do jakiegoś pomieszczenia. Niedługo znowu się  zobaczymy. -  mówi i zamyka drzwi.
-Aria żyjesz?! - podchodzi do mnie Harry i mnie przytula. Znowu znajduję się w jego pokoju.
-Dlaczego miałabym nie żyć? - pytam zdziwiona. Co się stało po tym jak zemdlałam?
-Aria ty nie zemdlałaś. Zostałaś postrzelona pociskiem ze środkiem nasennym w lewe ramię. Gdy tam siedzieliśmy  ten  samo głos, który zawsze słyszymy powiedział, że za to, że jako ostatnia zostałaś z pełnym talerzem odbędziesz  surową  karę. Powiedział też, że płyn, który Ci wstrzyknął to płyn paraliżujący i że jeżeli w ciągu kilku minut nie  wydostanie  się on z twojego organizmu to na zawsze zostaniesz kaleką. Wtedy Niall bez chwili namysłu zjadł twoje  'danie' , bo nie  mogliśmy odejść od stołu dopóki wszystko nie zniknie z talerzy.
-Chwila.. Niall zjadł te oczy? - pytam zdezorientowana.
-Tak. To był naprawdę wielki gest, licząc, że jego talerz był pusty i nie musiał tego robić. - mówi Harry. No i gdy  już to  zjadł, nasze nogi zostały uwolnione, szybko podbiegliśmy do ciebie, aby pozbyć się jadu tak samo jak ty  zrobiłaś to  kilka dni wcześniej z Liam'em, ale niestety nie zdążyliśmy, ponieważ wszyscy zostaliśmy postrzeleni tym  samym  płynem. Obudziłem się tutaj kilka godzin temu i zdałem sobię sprawę, że to nie był płyn paraliżujący tylko  środek  nasenny. Od tamtego momentu nie widziałem chłopaków i bałem się, że tobie coś się stanie, ponieważ w  oczach tego  psychopaty niewiadomo co znaczy ''odbędzie surową karę''.
-Matko.. To wszystko brzmi jak scena z filmu.. - mówię chodząc w kółko po pokoju.
-Aria, a co się z tobą działo?
-Obudziłam się w wielkim dole na zawnątrz. - zaczynam mówić i opowiadam mu wszystko co się działo do tego  momentu.
-Dlaczego nie uciekałaś tylko wróciłaś tu po nas?! - pyta groźnie Harry.
-Nie mogłam Was tu zostawić, a poza tym stąd nie ma wyjścia. Widziałam to na własne oczy.
-Widziałaś twarz tego psychopaty?
-Nie widziłam. Nosi czarną maskę, ale myślę, że on nie jest tu sam...
-Co to  znaczy?
-Facet, który zorientował się, że nie ma mnie w dole wydawał się być starszym mężczyzną. Miał dojrzały głos i był  wysoki. Osoba, która mnie tu przyprowadziła była młoda, miała głos typowego nastolatka i była średniego wzrostu.  Jestem pewna, że to dwie różne osoby.
-Ktoś kogo znamy..To napewno ktoś kogo dobrze znamy..
-Mieliście jakiś wrogów?
-Napewno mieliśmy jakiś wrogów.. W naszym zawodzie są ludzie, którzy są za nami albo są przeciw nam..
-Ktoś konkretny nie przychodzi Ci na myśl.?
-Niestety nie... Nie wiem kto byłby na tyle inteligenty, aby zrobić to wszystko..
-Boże.. To jest chore Harry. - mówię zgrzytając zębami. Zawsze tak robię, gdy jestem zdenerwowana.
-Wiem Aria.. I gdzie sa chlopaki? Musimy się stąd wydostać musi tu być coś co otwiera te drzwi.
-Widzisz tę lampę? - mówię pokazując palcem. Gdy Was jeszcze tu nie było zawsze patrzyłam na nią przed snem,a  ona  zgaszała się codzinnie o tej samej godzinie. 10 sekund przed wyłączeniem pod pierwszą żarówką świecił się  czerwony  przycisk. - mówię. Myślę, że to jest ich niedopatrzenie i to właśnie otwiera drzwi. Tylko ja do tego nie  dosięgam.
-Wchodź na barana. - mówi Harry.
 Weszłam na Harrego mimo to nadal trochę brakowało, aby sięgnąć do lampy.
-Podaj mi tamtą książkę. - pokazuję Harremu książkę na półce. I udaję mi się, sięgam do przycisku na lampie,a  drzwi  się otwierają.
-Aria jesteś genialna! - krzyczy Harry i mnie ściska.
-Chodźmy. - łapię go za rękę i ciągnę w stronę drzwi.
 Idziemy pustym korytarzem. Mijamy wentylację, w której raz już byliśmy i nie skończyło się to dobrze. Na podłodzę  widzę kilka myszy. Kiedyś zaczełabym panikować, ale teraz jest inaczej.
-Halo jest tu ktoś? - nagle usłyszeliśmy głos.
-To Lou. - stwierdza Harry.
-Louis gdzie jesteś?!
-Na końcu korytarza, ale.. Stójcie nie możecie tu podejść!
-Co? Dlaczego? - pytam idąc na przód.
-Ałaa.. - krzyczę i upadam na ziemię. Co to do cholery jest?! Zostałam postrzelona czymś w lewe udo.
-To pułapka. - mówi Louis. Nie można stąd wyjść do póki nie rozgryziemy jak to działa. Każdy zły ruch, a cienka  żyłka  prowadząca prąd wbije Ci pocisk z prądem w skórę.
-Cholera. - mówi Harry. Co teraz zrobimy?
-Chyba wiem gdzie może znajdować główne zasialnie. - mówię. Poczekaj tutaj niedługo wrócimy.
-Błagam..Pośpieszcie się. - odpowiada pocichu Louis, gdy znikamy mu z zasięgu wzroku.

---------------------------------------------

Jeżeli to czytasz to znaczy, że naprawdę poświęciłaś kilka minut swojego życia na moje ff.
Jestem Ci bardzo wdzięczna!
Jeżeli podoba Ci się to co piszę, bądź też masz jakieś uwagi proszę napisz to w komentarzu.
Dziękuję! 





6 komentarzy:

  1. Jeeezu to jest zajebiste,najlepsze ff jakie do tej pory czytałam! Przypomina mi to pll :D /K

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, już nie mogę się doczekać kolejnego!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu pisz dalej bo się znowu nie mogę doczekać. :* kc Paula

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział,oby tak dalej trzymam kciuki ;) :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział,który mam nadzieję będzie tak samo wciągający jak te pozostałe :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Next nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;*

    OdpowiedzUsuń